2016/11/24

Awangardowa sukienka do zadań specjalnych




Dziś pokażę ważną dla mnie sukienkę. 
Ważną z kilku powodów. Np takiego, że projekt czekał u mnie w głowie 2 lata i  w końcu z niej wylazł. Czekał razem z kupionym wtedy materiałem. Materiałem wyjątkowo wyjątkowym, kupionym w lumpeksie kuponem genialnej tkaniny rozpoznanej przeze mnie ze względu na wyraźne skośne prążki, jako wełniana gabardyna czyli klasa sama w sobie. Pisałam, już kiedyś, że boję się zepsuć ten materiał, ale po tych 2 latach nic nie było mi już straszne. W ogóle staram się w życiu nie bać podejmowania decyzji i działania. Tym bardziej udrapowanie i pocięcie kawałka materiału w ogóle nie powinno wpędzać w ten stan.

Przyszła w końcu potrzeba pod postacią zaproszenia na wesele i po prostu zabrałam się za szycie. Manekin poszedł w ruch, szpilki, nożyczki i w końcu maszyna. Proces trwał 3 dni, skończyłam o 14.30 w sobotę, bo 2,5 godziny później mieliśmy być na weselu dość daleko od domu. I byliśmy. Sukienka wymaga co prawda poprawy przy wszyciu zamka, z braku czasu wszyłam go na zewnątrz i powiększenia worków kieszeni, które z braku odpowiedniej ilości materiału spodniego skroiłam zbyt płytkie. 

Ale poza tym jest taka, jak chciałam. Nikogo nie zdziwi pewnie kierunek poszukiwań formy - prosta, elegancka, nonszalancka, bezpretensjonalna, kobieca, z odniesieniem do rockowej ramoneski, męskiego garnituru i drapowań materiału w kimonie. Zależało mi, żeby była z tego konkretnego materiału, ponieważ jest on tak luksusowy, a właściwości gęsto tkanego splotu skośnego pozwolą sukience trzymać formę i pięknie się układać, a mi czuć się dobrze na gościnnych występach. W poście o wieku pisałam, że jestem w tym szczęśliwym położeniu i znam swoje potrzeby, oczekiwania wobec ubrań. Np wiem, że zwiewne roztańczone sukienki w pastelowych kolorach to nie moja bajka, za to intrygujący kobiecy awangardowy look, już jak najbardziej. Nie jestem typem weselnym, tym bardziej chciałam zapewnić sobie poczucie komfortu.

Uff, przyznam się Wam, że strasznie nie chciało mi się szyć, mam w ostatnim czasie myśli skierowane w zupełnie innym kierunku zawodowym i z szyciem jest mi nie po drodze, ale - no nie dało się nie uszyć! Podjęłam rozpaczliwą próbę znalezienia czegoś w sklepach i ostatecznie uznałam, że nie ma jednak nic lepszego dla mnie niż samodzielne ubieranie się. Kropka.


Zdjęcia robiliśmy w miejscu wesela, widać więc jak udało mi się ograć całą stylizację:

szminka // matowa Inglot w intensywnym czerwono-różowym odcieniu
kolczyki // chwosty zrobione samodzielnie ze srebra i sznurka sutaszowego
torebka // srebrna z popękanej i wytartej srebrnej skóry naturalnej, sh, od kilku lat używam jej na takie uroczystości
buty // zamszowe czółenka Ryłko z najnowszej kolekcji, super wygodne i wyjątkowo zgrabne, jak na tą markę
zegarek // mój ostatni hit, piękny Lars Larsen
do kompletu kryjące czarne rajstopy, naturalnie ułożone włosy (w naturalnym - w końcu! kolorze), cieliste paznokcie i mroczne perfumy




Mniej widać szczegóły czarnej sukienki, dlatego jeszcze trochę napiszę. Miała z założenie podkreślać talię, ale bez przesady i podduszania. Resztę modelowała zakładkami, ale również bez efektu gorsetu. Wykończenie lamówką ze skosu, podszewki brak, zdecydowanie wolę założyć oddzielnie jedwabną halkę. Gruby srebrny zamek jest recyklingowany ze starego płaszcza. Odcięcie w talii, kołnierz do swobodnego układania.

Tkanina, tak jak wspomniałam, to wełniana gabardyna z norweskiej manufaktury, która jakimś cudownym sposobem trafiła w moje ręce. Zwłaszcza, że po krótkich poszukiwaniach na podstawie metki zorientowałam się, że musiała być wyprodukowana przed 1967 rokiem, kiedy to firma została kupiona przez konkurencję. Czyli prawdziwy retro klasyk! Czy wspominałam kiedyś, że kocham lumpeksy? ;) Ostatnio zaglądam tam raz na kilka miesięcy, ale za każdym wychodzę zadowolona. 




No dobrze, klamrą spinającą ten post, niech będzie także wizyta w sh, do którego zajrzałam przed tym samym weselem mając nadzieję na znalezienie fajnego płaszcza (zawsze zaczynam poszukiwania od sh i najczęściej ta metoda poszukiwania się sprawdza, polecam). Nie będę przedłużać i budować napięcia - wyszłam z niego z eleganckim taliowanym płaszczykiem Sportmaxu z ..wełnianej gabardyny, bardzo podobnej do tej na sukienkę. Wymagał tylko lekkiego podszycia, bo zbyt delikatne nici puściły w kilku miejscach i czyszczenia w pralni, które należało się z urzędu.
/zdjęcia płaszcza na dole wpisu/
Wszystko to razem sprawiło, że choć wesela nie są moim środowiskiem naturalnym, czułam się dobrze i spójnie ze sobą, nie przebrałam się za inną osobę. I tylko lekko ominęłam kanon.